Kategorie
Moje Górki

Śnieżnik (1425) – Masyw Śnieżnika

4 lipca 2015 roku miał być kolejnym dniem fali upałów w Polsce. Temperatury na Dolnym Śląsku od kilku dni przekraczały 35 stopni w cieniu. Myśląc logicznie, im wyżej tym chłodniej, więc postanowiłem wybrać się jakieś 1300 metrów wyżej 🙂

Przebieg trasy:
Szlak niebieski i żółty z Kamienicy na przełęcz Płoszczyna -> szlak zielony na Śnieżnik -> dalej zielonym do schroniska na Śnieżniku -> szlak niebieski z powrotem do Kamienicy.

W górę – Kamienica (662) – Przełęcz Płoszczyna (817) – Śnieżnik (1425)

Powrót – Śnieżnik (1425) – Schronisko PTTK Na Śnieżniku (1213) – Kamienica (662)

Wyjechałem w miarę wcześnie, bo poza tym, że czekało mnie ok 5 godzin łażenia i 1,5 – 2h na dojazd + tyle samo na powrót, chciałem wyruszyć możliwe najwcześniej żeby uniknąć upału na ile to możliwe. Niestety jeszcze w drodze pod Masyw Śnieżnika w aucie było tak gorąco, że klimatyzacja to był mus.
Zostawiłem auto w cieniu naiwnie myśląc że może się nie nagrzeje za bardzo. I ostatnie przygotowania przed ruszeniem w trasę – krem z filtrem 40, decyzja że jednak zakładam wysokie buty, oraz biorę wszystkie płyny jakie przywiozłem. Jeszcze raz przejrzałem zawartość plecaka i w drogę.

Początek szlaku
Szlak na początku biegnie szutrową drogą. Droga jest monotonna, prowadzi momentami niemal po płaskim terenie lub wręcz w dół, co motywujące nie jest. Do tego mało zobaczymy, chyba że interesuje nas wyłącznie las 😉 Na 4.5 kilometra idziemy 150m do góry – przy czym ostatnie kroki przed przełęczą (i granicą Czech) idziemy asfaltem :/
Widoki ze szlaku – jeden z nielicznych ciekawych
Granica Polski i Czech

Po dotarciu na przełęcz miałem mały kłopot z odnalezieniem wejścia na dalszą część trasy – panowało tam zamieszanie ze względu na jakieś zawody sportowe. Gdy już trafiłem na szlak odetchnąłem z ulgą, bo ta część prezentowała się już dużo lepiej, bez szutru, asfaltu, dziko (mimo że nadal bez spektakularnych widoków). Jednak nadal jest to całkiem łatwe podejście.

Szlak wzdłuż granicy

Krótko po skrzyżowaniu ze szlakiem, który prowadzi krótszą drogą do Kamienicy mamy pierwsze bardziej strome podejście, co mnie naturalnie ucieszyło 🙂 W końcu też zaczęły się widoki na jakie liczyłem.

Pierwsze bardziej strome podejście
Widok na Śnieżnik
Zniszczony las na stokach
Ale zielono jest
Widok na Śnieżnik z zielonego szlaku
Widok na Śnieżnik z zielonego szlaku 2

Podejście w pewnym momencie się wypłaszcza (ok 1220 m n.p.m.), i miałem wrażenie że szczyt już niedaleko (a przynajmniej – że już nie będzie ciężko), ale niestety kąt nachylenia rośnie jeszcze raz i zmusza do wysiłku. W tym samym czasie mój szlak zaczął biec blisko z czeskim (w pewnym momencie chyba się połączyły) i zaczęło robić się głośno.
Krótko przed szczytem odbiłem z naszego szlaku żeby zobaczyć z bliska rzeźbę słonia po czeskiej stronie. Dopiero po mojej wycieczce poczytałem skąd się tam wziął, ale ta historia jakoś mnie nie rusza.
Jeszcze kawałek wyżej mamy kolejny ważny punkt na mapie Czech – źródło rzeki Morawy.

Figurka słonia
Widok w stronę Czech – tuż przed szczytem

A na szczycie było piknikowo – myślę że było tam ok. 100 osób, zarówno Czechów jak i Polaków. Spędziłem tam 15 minut posilając się i obserwując okolicę.

Szczyt Śnieżnika
Widok w stronę Czarnej Góry

W pewnym momencie tknęło mnie, że im szybciej ruszę tym szybciej wyjadę 😉 tak więc wróciłem na szlak w kierunku schroniska a później w kierunku Kamienicy. Zejście do schroniska było dla mnie osobiście męczące (zastanawiałem się, czy wejście byłoby też aż tak męczące), kluczenie po kamieniach i między konarami drzew, nie lubię tego (chyba szczególnie na zejściu). Ale już od schroniska wszedłem na leśną ścieżkę, która była bardzo przyjemna. Prawie do samego końca trasy nie spotkałem na niej nikogo (na końcu dogoniłem grupę 3 turystek)!

Schronisko PTK Na Śnieżniku
W drodze powrotnej
W drodze powrotnej 2
W drodze powrotnej 3

Trasa się nie zapisała w całości w telefonie (dane GPS).

12,6 km w górę z 662m na 1425m – 3h05m
8,5 km w dół z 1425m na 662m – 1h45m
Kategorie
Moje Górki

Śnieżka (1602) zimą

Wyjazd do Jeleniej nie byłby wyjazdem bez poszwendania się po górach 🙂


Karpacz – Szlak czarny z ul. Olimpijskiej (~800m) do Równi pod Śnieżką (~1390) -> szlak czerwony na Śnieżkę (1602) -> czerwony szlak do Kotła Wielkiego Stawu (1406) -> szlak zielony do punktu wyjścia.
Wyszedłem około godziny 08:00  z
okolic górnej stacji wyciągu Winterpol i dolnej wyciągu na Kopę. Auto
udało się zostawić niedaleko, bo godzina była jeszcze młoda i nie było
jeszcze tłumów narciarzy. Czarny szlak Białym
Jarem jest mocny – podejście mamy non stop. Na początku było trochę
szaro, bo nad głową miałem chmury, ale w pewnym momencie wszedłem w mgłę
i po chwili byłem już ponad nimi.
Słońce oświetlało stoki Karkonoszy na pomarańczowo.

Wejście do KPN

Warto się czasem zatrzymać i odwrócić 
Słynny Biały Jar

Słońce oświetlające kotły naszych Karkonoszy

Zdjąłem grube rękawice, bo zaczęło
mi się robić gorąco, a niedaleko ściany jaru (krótko przed zakrętem w
lewo i przed skrzyżowaniem z żółtym szlakiem) założyłem nakładki
antypoślizgowe na buty. Tempo od razu się zwiększyło.

Ponad granicą lasu mogłem już
podziwiać Kotlinę Jeleniogórską przykrytą chmurami i po kilkunastu
minutach (krótko przed Kopą) w końcu słońce zaczęło mi świecić w twarz.


Podejście czarnego szlaku
zakończone, teraz spory kawałek płasko – przyspieszyłem żeby nadrobić
trochę czasu i w pewnym momencie zauważyłem, że nie mam jednej nakładki
na bucie. Tak więc w tył zwrot i biegiem w dół – a miałem
nadrabiać czas. Cofnąłem się jakieś 700 metrów.
Było słonecznie, bezwietrznie,
bezchmurnie – co za kontrast dla sytuacji na nizinach! Od wejścia na
czerwony szlak można było podejrzeć co słychać u naszych sąsiadów z
południa – a u nich podobnie jak u nas, same chmury
🙂

W stronę Kotła Łomniczki

U Czechów
Zbliżyłem się do zakosów (Droga
Jubileuszowa zimą jest zamknięta) i zacząłem ostatnie podejście, które z
jakiegoś powodu jest zabezpieczone łańcuchami. Nie było tragedii – nie
było lodu, ale mimo wszystko było trochę ślisko.
Po drodze mijałem turystki w rakach, ale również inne turystki w
adidasach, parę turystów: ona w kozakach, on w adidasach, i kilka innych
perełek.

Dom Śląski, Kopa, dalej Słonecznik a w oddali Wielki Szyszak
Na Śnieżce było pięknie a nagroda w
postaci kawy i kanapki podbudowała mi morale. Było tam już sporo ludzi.
Wszedłem zobaczyć talerze od środka i za chwilę rozpocząłem zejście, bo
czas gonił a droga długa.
Udało mi się zbiec zakosami,
później pomagając sobie kijkami pędziłem grzbietem w kierunku
Słonecznika. Myślałem, że po drodze uda mi się spojrzeć w dół na
Samotnię, ale szlak zimowy przebiega daleko od krawędzi Kotła Małego
Stawu (a ja nie miałem ani rakiet ani nart, żeby podejść nieprzetartym
szlakiem) i dojrzałem tylko Strzechę Akademicką.

Zejście zakosami


Dalsze zejście zielonym szlakiem
przy Kotle Wielkiego Stawu obfitowało w widoki, aż do momentu gdy
doszedłem do granicy lasu. Później jeszcze fragment słynnego deptaka
(niebieski szlak), tam spory ruch, i z powrotem zielonym
szlakiem do punktu porannego wyjścia.


Plik GPX- do podejrzenia np. w Google Earth albo na uTrack (http://utrack.crempa.net/) – będzie dostarczony (baterii nie starczało mimo pełnego ładowania i były zaniki sygnału – muszę to opracować)
6.2 km w górę z ~800 m na ~1600 m – 2h06m

10.2 km w dół z ~1600 m na ~800 m – 2h30m

Kategorie
Moje Górki

Szczeliniec Wielki (919) – Góry Stołowe + bonus: Błędne Skały

Góry Stołowe chciałem zobaczyć już od dawna, nigdy nie miałem jednak sposobności. Nawet będąc jeden raz w Kudowie Zdrój jakoś nie powiązałem Kudowy z bliskością tych gór. Tym razem jednak niepisana zasada „jedna górka na urlop” ponownie się urzeczywistniła.


Trasa „lightowa” dla początkujących turystów – od parkingów, (Karłów, 754 m n.p.m) gdzie chyba każdy „turysta” pozostawia auto, do wejścia na szlak a później tradycyjnym, jednokierunkowym szlakiem do góry oraz z powrotem do punktu wyjścia i znów do auta – zajęła nam ok dwóch godzin.
Już po drodze mogliśmy obserwować unikalną rzeźbę Gór Stołowych.

Szczeliniec Wielki jest najwyższą górą całego pasma Gór Stołowych, jednak wysokość, którą trzeba pokonać żeby stanąć na szczycie nie jest oszałamiająca.

Masyw Szczelińca Wielkiego

Platformy widokowe na wschodniej części płaskowyżu
Przed wejściem postanowiłem się zaopatrzyć w podstawowy sprzęt himalaistyczny, jednak oferta sklepów i budek przy szlaku byłą ograniczona więc musiałem zadowolić się góralskim wynalazkiem.

W zastępstwie czekana

Krótko później rozpoczęło się właściwe podejście… schodami. Nieczęsto się to spotyka, ale cóż, wyboru nie mieliśmy. Tylko na początku liczyłem stopnie 😉

Na szczyt proszę tymi schodami

Nie szło się zgubić :/ schody prowadziły nas bezlitośnie drogą którą idą wszyscy. Po drodze w górę mijaliśmy wiele ciekawych formacji skalnych, które pięły się kilka metrów pionowo w górę.


Całkiem szybko dotarliśmy do punktu, gdzie teren się spłaszczył, dotarliśmy do schroniska i tarasu widokowego.

Widok na czeską stronę Gór Stołowych

Widok na czeską stronę
Widok na czeską stronę

Jeśli ktoś ma słabe nerwy/lęk wysokości nie powinien się zbliżać do krawędzi płaskowyżu, opadał on o jakieś 50 m.

Zachodnia krawędź płaskowyżu przy schronisku

Po posileniu się czajem ruszyliśmy na płatną część szlaku (chyba 7 PLN). Interesowało mnie czym ona się będzie charakteryzować i w zasadzie za co ja tutaj płacę, za prawo do chodzenia po wypłaszczeniu? Weszliśmy na najwyższy punkt i chwilę później zaczęliśmy „błądzić” pomiędzy skałami…

Widok ze Szczelińca Wielkiego (919)
To był chyba „Wielbłąd”
„Małpolud”
Jedna z wielu szczelin na Szczelińcu
Tędy na szczęście nie musieliśmy się przeciskać
„Piekło”
My tu jeszcze wrócimy

Dotarliśmy na dwie platformy widokowe i rozpoczęło się zejście w dół ( jakże) schodami. Ogólnie wycieczka była bardzo ciekawa, jednak mało wymagająca.

No tak, ta druga wycieczka była bonusem, ale też nie była bardzo wymagająca. Błędne Skały to skały na innym płaskowyżu, pośród których ułożono labirynt. Ich wysokość ponad trasę, którą się idzie, chyba nie przekracza 4m, ale labirynt jest całkiem spory.
Wyruszyliśmy po leniwym śniadaniu – mimo że na parkingu z którego prowadzi 60-minutowy (teoretycznie) szlak byliśmy ok. 12:00, wciąż zalegała mgła. Miało to swoje plusy, minusy oraz plusy ujemne.

Szumi dokoła las, a dookoła również mgła

Przez mgłę nie było zbyt ciepło, nie było co liczyć na jakiekolwiek widoki z góry, ale widoki w lesie były bardzo klimatyczne

Mgła vol. 1
Mgła vol.2
Mgła vol.3

Po drodze był „ciężki” fragment wejścia bo skałach, ale chyba zejście tamtędy byłoby bardziej problematyczne (schodziliśmy inną drogą). Na samej górze okazało się, że jest tam jeszcze jeden parking, tyle że obecnie droga na niego jest zamknięta.
Wstęp do labiryntu kosztował chyba ok 10 PLN, ale myślę, że był tego warty. Błądziliśmy między blokami skalnymi i przeciskaliśmy się przez szczeliny jakieś 30 minut.

Przejścia między skałami
„Okręt”
Kusiło mnie żeby spojrzeć na wszystko z góry
Płotki miały zabezpieczać przed zboczeniem. Ze szlaku.

Udało nam się raz skrócić trasę schodząc ze szlaku 😛 i wrócić na niego.Ta wycieczka też była ciekawa, myślę że rodzice z dziećmi mieliby tu dużo zabawy 😛 Wejście od parkingu, szlakiem, labirynt i zejście drogą zajęły nam 02h20min

Kategorie
Moje Górki

Waligóra (936) – Góry Kamienne

Kolejny słoneczny dzień słonecznego tygodnia – aż żal by było nie wykorzystać go do kolejnej wycieczki! Tym razem wybór padł na szczyt KGP, którego zdobycie nie wymaga dużo czasu i dojazd oczywiście nie zabiera zbyt długo.
Przebieg trasy:
Szlak żółty z Sokołowska do schroniska „Andrzejówka” -> szlak czerwony do Sokołowska przez Bukowiec (886)

W górę – Sokołowsko (~570) – Zamek Radosno (735) – Waligóra (936)

Powrót – Waligóra (936) – schronisko „Andrzejówka” (805) – Bukowiec (886) – Sokołowsko (~570)
Wyjazd ponownie w godzinach nocnych, żeby na miejscu być jak najwcześniej. Jednak objazdy i roboty drogowe skutecznie uniemożliwiły mi przyjazd przed wschodem słońca (który był ok. 07:00).

Stożek Wielki (841) z drogi 35

Sokołowsko wyglądało jak podupadły kurort, który swój złoty wiek przechodził w latach 60. Na szczęście nie przyjechałem tu zwiedzać.Poszukałem miejsca godnego postoju, ostatni rzut oka na mapę i ruszam w trasę.

Start trasy – Sokołowsko

Przez pierwsze 2 kilometry trasa nie podobała mi się za bardzo, była dostosowana do ruchu kołowego i tylko nieznacznie prowadziło pod górę. Ale gdy żółty szlak odbijał w lewo od „głównej drogi” nagle wszystko się zmieniło.

Suchawa, Kostrzyna, Włostowa w promieniach wschodzącego słońca, początkowy etap trasy

Trasa stała się bardzo dzika, prowadziła naprzemiennie przez błoto, strumyki, po konarach drzew, a do tego zrobiło się stromo. Szybko zyskałem wysokość i idąc zacienioną trasą, nie spodziewając się, natrafiłem na ruiny czegoś bliżej nieokreślonego.

Żółty szlak – całkiem dziki, rowerem nieprzejezdny

Ruiny – Zamek Jagodno

Ruiny – Zamek Jagodno

Dopiero po powrocie przeanalizowałem to odkrycie i okazało się, że to pozostałości zamku Jagodno. Dziś rzeczywiście niewiele można tam zobaczyć. Trasa od tego momentu przebiegała płaskim grzbietem. Słońce wznosiło się coraz bardziej i świeciło coraz mocniej. Mimo że nie było przymrozku było całkiem rześko.

Żółty szlak o poranku

Żółty szlak o poranku

Dalej raczej płasko i płasko, z jednym bardziej stromym podejściem, praktycznie cały czas lasem.Żółty szlak w pewnym momencie odbija w prawo, przy czym chyba szybszym podejściem (na pewno krótszym odległościowo) byłaby opcja dojścia do schroniska i z niego atak stromym stokiem. Jednak kontynuowałem zgodnie z planem i w pewnym momencie okazało się, że już dalej jest tylko w dół 🙂

Na szczycie. Widoków brak, może dlatego (w ramach rekompensaty) przytargano tu tablicę pamiątkową.

Na szczycie żadnych skał, kamieni, tak jakbym był gdzieś gdziekolwiek w lesie.
Poranna herbata, kanapka, i dalej w drogę. Teraz czekał mnie wspomniany stromy stok, tyle że w przeciwnym kierunku, co niekoniecznie jest lepsze. Momentami musiałem ostro hamować, ale dotarłem na dół bez wypadku. Jeszcze kawałek drogi i dotarłem do schroniska „Andrzejówka”.

Schronisko „Andrzejówka” (805)

Nie zatrzymując się popędziłem dalej, mając po lewej stronie Waligórę:

Waligóra spod schroniska „Andrzejówka”

Tutaj też zaczął się wiatr, całkiem silny. Na szczęście miałem kaptur i zrobiłem z niego pożytek. Dalsza część trasy prowadziła zboczem stromych stoków, z początku otwartym terenem, później lasem. Po drodze po prawej stronie jest możliwość zajrzeć do kopalni/kamieniołomu, zaraz obok przełęczy (w charakterystycznym miejscu nie odbijać w lewo w dół czerwonym szlakiem, tylko iść dalej ścieżką pod górę prosto) – nie wiem niestety jak to wygląda, nie wiedziałem o tej możliwości .

Czerwony Szlak – Główny Szlak Sudecki

Będąc na czerwonym szlaku mam świadomość tego, że znajduję się na Głównym Szlaku Sudeckim – to by była dopiero przygoda przejść kilkoma pełnymi odcinkami tego szlaku!

Suchawa, Kostrzyna, Włostowa – widok z czerwonego szlaku (Głównego Szlaku Sudeckiego)

Po dojściu do ostatniego szczytu jaki miałem po drodze rozpoczęło się strome zejście i już niedługo bylem na dole.
Ciekawa podróż, ale nie za długa. W sam raz na krótkie dni!

Plik GPX – do podejrzenia np. w Google Earth
4,8 km w górę z ~570m na 936m – 1h05m
4,7 km w dół z 936m na 570m – 1h15m
Kategorie
Moje Górki

Ślęża (718) – Masyw Ślęży

Nasz najbliższy pagórek na całym wrocławskim placku – podejście numer dwa. Masyw Ślęży jest niewysoki, jednak jego wysokość względem okolicy jest znacząca – i stąd charakterystyczny widok (przy sprzyjających warunkach pogodowych) z przynajmniej 50 km. Na szczyt można dostać się wieloma różnymi szlakami, albo jak najbardziej na dziko (moje pierwsze wejście). Tym razem pomyślałem o oficjalnej drodze, i jak pomyślałem tak po części zrobiłem.

Presja czasu w moim przypadku jest niestety normą i dlatego zdecydowałem się na poranny wyjazd z Wrocławia (06.00). Efektem błędnie wybranej drogi był dojazd do Sobótki o 06.50. Celowo wybrałem start w nie najwyższym-możliwym punkcie, aby móc spokojnie pokonać przewyższenie ponad 500 m. Po drodze zaczęło się przejaśniać.

Jeszcze chwila przed wschodem słońca

Upatrzona trasa miała biec: niebieski szlak prawie od początku do szczytu – zejście niebieskim aż do zielonego a później zielonym aż do czarnego a następnie fragmentem niebieskiego, którym już raz szedłem i w końcu do base campu. Zostawiłem czterokołowiec na w miarę bezpiecznym miejscu parkingowym, włączyłem rejestrator ścieżki i ruszyłem. O ile na początku droga biegnie drogą, a później wchodzi w las, to po jakichś 25 minutach zacząłem już skoki z kamienia na kamień.

Dolna część szlaku niebieskiego od północy

Podejście było całkiem strome jak na taką górkę, raz po raz pojawiały się schodki i rumowiska skalne. Nie pamiętałem takiej scenerii z pierwszej wyprawy w 2010, być może dlatego, że wtedy leżał śnieg, ale może też po stronie południowej wygląda inaczej?

Schodki na niebieskim szlaku

Mimo niskiej temperatury nie odczuwałem zimna. Zastanawiam się czy to ubranie mnie tak ochroniło, czy sam wygenerowałem tyle ciepła podczas wejścia. Trasa była naprawdę fajna, co nieco wymagająca, a dodatkowo osłonięta od wiatru.

Już niedaleko do szczytu – niebieski szlak

Jeszcze kilkaset metrów i zaczęła się wyłaniać bryła schroniska, dalej kościół, no i wieża stacji przekaźnikowej. A co chwila wszystko przykrywała chmura. No i zimny wiatr.

Ślęża, szczyt, ale można jeszcze wyżej

Pomyślałem – zadanie wykonane, czas na kawę 🙂 znalazłem osłonięty od wiatru kąt i nastąpił bardzo miły moment otwarcia termosu i spożycia gorącego czarnego płynu, tego potrzebowałem od samego rana, tym bardziej w tym miejscu i po takich przejściach.

Kościół na szczycie Ślęży
Stacja przekaźnikowa na Ślęży
Pogański niedźwiedź

Kilka ciekawostek ze szczytu. Nie jest tak, że sam o tym wiedziałem, wikipedia działa cuda 🙂 A więc: rzeźba niedźwiedzia służyła między innymi do obrzucania jej kamieniami (dlatego tak trudno rozpoznać w niej niedźwiedzia) co było znanym obrzędem podczas chrystianizacji (w celu odkupienia grzechów). Nieźle nagrzeszyli. A wieża stacji przekaźnikowej ma 136 metrów, co jest faktem mniej ciekawym.
Ciekawe jest jeszcze to, że w miejscu na pierwszy rzut oka niewidocznym znajduje się wieża – punkt widokowy – na którą można wejść po metalowych drabinach. Pogoda (chmury i wiatr) niestety nie pozwoliła delektować się widokami.

Widok z wieży widokowej na zachód, po lewej nadciągająca chmurka

Nie pozostało mi więc nic innego jak rozpocząć zejście. Z początku strome (współczuję wchodzącym), później całkowicie się wyrównało. Po 10-15 minutach podejście i z formacji skalnej mogłem podziwiać widok jak poniżej:

Trzy wieże na szczycie Ślęży

Dalej trasa była miejscami płaska ale miejscami też na stromym zboczu – wzdłuż lub w poprzek. Bardzo ciekawe przejścia rumowiskami skalnymi ze ścianą po prawej a powietrzem po lewej. Ale po kolejnych 20-25 minutach, od szlaku zielonego, zaczęło się człapanie po płaskim, praktycznie do końca. Na tej trasie było dużo różnych formacji skalnych i rumowisk, nie spodziewałem się takiej różnorodności!

Wschodzące słońce się wychyla
Grupa skał na zielonym szlaku

Szczerze polecam tą trasę. Nie jest najkrótsza, i może końcówka nie jest interesująca, ale pozostała część jak najbardziej!

Plik GPX – do podejrzenia np. w Google Earth
4,7 km w górę z ~200 m na 718 m – 1h10m
9,2 km w dół z 718 m na ~200 m – 1h40m